• anonim · 28.05.2014 14:45:54
  • Nawet nie wiem jak zacząć, mam żal do siebie do męża. Jakieś 2,5 roku temu mąż pomimo mojej odmowy przyniósł do domu szczeniaka. Fakt zachwycona nie byłam, nigdy nie chciałam mieć zwierzaka w domu, wiedziałam że są to obowiązki, ale była taka urocza i ..............pokochałam ją od razu. Była traktowana jak członek rodziny, może trochę jak dziecko, którego nie mamy, mały rozpieszczony piesek sypialniany(uwielbiała ciepło kołderki, lubiła się przytulać) Coś co kiedyś ciut mnie drażniło teraz przywołuje łzy. Potrafiła kilka razy w nocy wychodzić spod kołdry przejść naokoło łóżka i kłaść się spowrotem, ale przedtem- zawsze tak robiła, nie pakowała się sama pod kołdrę tylko delikatnie drapała, żeby ją wpuścić, zanim się ułożyła obracała się trzy razy zanim znalazła odpowiednie miejsce. Mogłabym tak opowiadać bez końca. Zresztą zachowywałam się jak młoda matka, koleżanki opowiadały o dzieciach a ja o swoim psiaku, zresztą zauważyłam , że wiele dziecko i pies mają ze sobą wspólnego, więc łatwo było połączyć te dwa tematy. Ale niestety linia jej życia nie była zbyt długa. Może i mąż chciał dobrze, mieszakamy w bloku, więc nie miała ona zbyt wiele możliwości pobiegania sobie po świeżym powietrzu, więc zabrał ją ze sobą do kolegi, któremu pomagał przy pracach na ogrodzie. No i ta chwila wolności odebrała jej życie. Mąż nie zauważył kiedy ona gdzieś zniknęła, może i ją szukał,ale mi powiedział, że oddał ją koledze bo ja cały czas na nią narzekałam no i jemu też sie obrywało twierdził że ma już tego dość. Fakt wyzywałam jak mi gdzieś nasikała, ale w sumie byłam bardziej zła na niego niż na nią, fizjologii nie jest w stanie pokonać a mnie czasem nie było po kilkanaście godzin w domu, mąż w delegacji i nic go nieobchodziło. Ścieme ciągnął bardzo długo, ja nie wiem jak on miał sumienie patrzeć jak ja od powrotu z pracy cały dzień płakałam i prosiłam, żebyśmy po nią jechali a on nic nie powiedział. Przecież mogliśmy razem tam pojechać i jej szukać. Było kilka godzin czasu do zmroku, na pewno byśmy ją znaleźli, a on wmawiał mi, że ona leży teraz pod cieplą kołderką, że ma dobry dom i podwórko, którego my nie mamy. Mimo jego zapewnień czułam, że coś jest nie tak, kto wie co ona w tym czasie robiła, głodna, zmarznięta, przerażona. Ona zawsze była w domu , w cieple i wygodzie z pełną miską, zawsze wiedziałam, że ona nie byłaby w stanie dać sobie rady w innych warunkach. Po 3 godzinac snu poszłam do pracy, po kilku godzinach zadzownił do mnie mąż i przyznał się, że nie chciał mi mówić wcześniej bo myślał, że sam ją znajdzie i się o niczym nie dowiem, pojechał jej szukać jak tylko ja wyszłam do pracy. Ale czy on musiał ryzykować jej życie bo bał mi się powiedzieć , że jej nie upilnował??? Podrukował ogłoszenia, pytał ludzi. Dowiedział się, że od południa dnia poprzedniego była u pewnych Państwa i noc też u nich spędziła, zresztą nawet w domu, bo strasznie piszczała pod drzwiami, ale pojechali do kościoła i jak wrócili już jej nie było. Znalazł ją kilkadziesiat metrów dalej, ale było już za późno.'''''''''' Nie potrafię mu wybaczyć, nie tego, że mu uciekła, często spuszczalismy ją ze smyczy w parkach, lasach w zasadzie wszędzie na większych przestrzeniach, żeby sie trochę wyszalała, i nigdy nie oddalała się zbytnio, więć ciężko było to przewidzieć, ale tego, że mi nie powiedział prawdy. Skazał ją na smierć przez swoje tchórzostwo. Nie dał mi nawet szansy jej ratować. Nawet jeśli by nam się nie udało to wiedziałabym, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy żeby ja uratować a ja nie zrobiłam nic, na drugi dzień też nic nie mogłam zrobić bo byłam w pracy. Najbardziej boli mnie, że ona tak skończyła, że przed śmiercią pomyślała sobie , że my ją zostawiliśmy a ja zrobiłabym wszystko, żeby ją znaleść. Wiem , że niektórzy powiedzą kretynka to był tylko pies, ale to nie tak. To ona zawsze ze mną była, jak miałam zły dzień pprzychodziła, prztulała się, lizała, czuła że jestem smutna. A teraz gdy ja płaczę jej nie ma, nikogo nie ma bo nikt mnie nie rozumie.
  • 1 · 20.06.2014 12:36:03
  • Zwierzęta sa dobre, wierne i potrafią wyczuć nasz smutek i pocieszyć.
    Mam kota który zawsze jak wracam do domu odprowadza mnie do drzwi, czekając aż ja pogłaszcze. Jestem osoba dość zamknięta i nie przepadam sie nikomu zwierzać. Taki zwierzaczek nie pyta o nic moge go przytulić i wypłakać sie. Rozumiem twój ból po stracie. Myśle ze powinnaś porozmawiać z mężem, on zapewne z tego co napisałaś nie wiedział ze jestes do niego tak przywiązana ... Pomyślcie może o jakimś mniejszym zwieraczku który mogły mieszkać w bloku :)
  • psk · 03.09.2015 15:08:19
  • Głupia babo dzieci rodzić a nie za kundlami latać

  • Dopisz swoją odpowiedź na forum. Możesz pisać anonimowo, nie musisz podawać swoich prawdziwych danych.
  • Imię lub pseudonim:
  • Nie wypełniaj jeśli chcesz wysłać odpowiedź anonimowo.
  • Twój e-mail:
  • Nie musisz go podawać, nie będzie publikowany.
  • Treść odpowiedzi: (dozwolone tagi to <b>pogrubienie</b> <i>pochylenie</i> <u>podkreślenie</u>)
  • Przed dodaniem odpowiedzi, sprawdź czy nie ma w niej błędu.